Przekład i odbiór przekładu
Na pierwszy rzut oka tłumaczenie może wydawać się czynnością automatyczną wymagającą „jedynie” znajomości dwóch języków oraz dwóch kontekstów kulturowych w stopniu pozwalającym na zrozumienie znaczenia oryginału i wyprodukowanie „ekwiwalentnego” tekstu przekładu. „Ekwiwalentny” w ekstremalnej interpretacji znaczyć będzie „taki sam”, a w ujęciu bardziej pobłażliwym – „przekazujący to samo znaczenie”. Często można odnieść wrażenie, że odbiorcy tłumaczonych tekstów oczekują wierności do oryginału zarówno jeśli chodzi o jakość tekstu, jak i o jego ilość, czasem spodziewając się ekwiwalencji na poziomie słowa. Widać to na przykład w ocenach napisów filmowych czy tłumaczeń tytułów. Jednocześnie chcielibyśmy mieć do czynienia z tekstami, które „czyta się” gładko i przyjemnie, tak jakby oryginalnie powstały w języku przekładu. W tym miejscu pojawia się pierwsze i podstawowe nieszczęście tłumacza: co robić, jeśli wierność i piękno nie są w stanie zgodzić się w jednym bycie – tekście docelowym?
Teoria przekładu pełna jest rozważań dotyczących kwestii wyboru między lojalnością wobec oryginału a dopasowaniem tłumaczenia do norm językowych i kulturowych obowiązujących w kontekście docelowym. Tłumaczom doradza się podejmowanie decyzji w odniesieniu do konkretnych tekstów, nad którymi pracują. Jest również rzeczą oczywistą, że powyższy dylemat dotyka tłumaczy raz w mniejszym, raz w większym stopniu, zależnie od materiału, z którym mają do czynienia. Jednak jeśli zastanowimy się nad tym problemem bardzo dogłębnie, zdamy sobie sprawę z wagi decyzji podejmowanych przez tłumacza i z odpowiedzialności jaka na nim spoczywa. Wspomniane powyżej „to samo znaczenie” może okazać się nieco zróżnicowane w zależności od wyborów dokonanych przez konkretnego „pośrednika”, który może na przykład uznać, że bardziej interesuje go konotacja niż denotacja i zamiast „sernika” zaserwować nam „apple pie”. Zatem ekwiwalencja, pozornie cecha definicyjna przekładu, przeobrazić się może w byt nieostry i niejednolity, podzielony na kategorie, które nie zawsze odpowiadają naszym wyobrażeniom „tego samego”. Tłumaczenie jest więc czynnością jak najbardziej pozbawioną automatyzmu, co czyni je niewątpliwie interesującym wyzwaniem z punktu widzenia tłumacza.
A co na to odbiorca? Czy jest wymagającym idealistą, który chciałby „tego samego” tylko w swoim języku? Czy chce wiedzieć „jak to dokładnie było w oryginale”, czy woli wersję nieco zaadaptowaną do swojego kontekstu kulturowego i czy w ogóle interesuje go odróżnianie jednej od drugiej? Czy, jako odbiorcy przekładu, patrzymy na tłumaczenia i na teksty oryginalne w taki sam sposób i czy oczekujemy od nich takiej samej jakości? Czy otwierając książkę, którą czytamy dla przyjemności, jesteśmy zainteresowani czy mamy do czynienia z tłumaczeniem czy z oryginałem? Czy traktujemy przekłady jako źródło wiedzy o innych ludziach i miejscach, czasem wymagającej zastanowienia, czy może chcemy, żeby wszystko dało się jasno wytłumaczyć środkami dostępnymi w naszym języku i kulturze? Czy przekład jest dla nas podróżą w nieznane, gdzie nie wszystko jest „takie samo”, czy zaproszeniem nieznajomych do nas, gdzie będą musieli dostosować się do panujących zwyczajów? Wreszcie, czy odpowiedzi na powyższe pytania mogą dać nam obraz tego czym jest dla nas przekład? Na pewno warto się o to postarać, ponieważ tłumaczenia w dużej mierze kształtują naszą kulturę, a świadomość tego co sprawia, że jesteśmy tacy a nie inni z pewnością jest bezcenna.